Zrozumieć zmysły – klucz do rozwoju dziecka

Co ma mózg do zmysłów?! Czy obraz rzeczywistości, jaki tworzy się w naszym mózgu, jest prawdziwy i obiektywny? Jak działają nasze zmysły?

To są pytania, na które świat nauki w dużej mierze już zna odpowiedzi. Dla nas istotne jest tylko zrozumienie podstawowych informacji na temat Zaburzeń Przetwarzania Sensorycznego. Musimy wiedzieć, co to są zmysły i umieć rozpoznać, gdy to przetwarzanie nie odbywa się zgodnie z planem Matki Natury.

Zmysły dostarczają nam informacji, których potrzebujemy, by funkcjonować. Kształtują się już w życiu płodowym, gdy sobie siedzimy jeszcze w brzuszku u mamusi. I to początek naszej wędrówki po świecie zmysłów. Każda anomalia ciążowa, przysłowiowe „oszczędzanie się mamy” w okresie ciąży jednocześnie daje mniej doznań zmysłowych płodowi, a tym samym zubaża jego cenne doświadczenia.

Podstawowym zadaniem zmysłów jest pomóc nam bezbronnym istotom po przyjściu na świat przetrwać. Natychmiast po narodzinach nowonarodzony człowiek musi przetwarzać doznania zmysłowe, chociażby po to, żeby za pomocą doznań dotykowych w obrębie buzi i zmysłu węchu trafić w sutek mamy. Po co?! Ano po to, żeby robić to, co w tym okresie jest dla nas najważniejsze- jeść… (czyli ssać mleko mamy za pomocą odruchu ssania przy udziale prawidłowo działającego dotyku i węchu) i rosnąć, po to, aby nasz układ nerwowy miał okazję dojrzewać.

Każdy mały człowiek powinien być wyposażony w cały garnitur dobrze działających zmysłów i odruchów pierwotnych. Jak wszystko będzie działało, zmysły pomogą nam się rozwijać, a my zaczniemy stawać się sprawnymi, aktywnymi, twórczymi istotami. W przeciwnym razie będą nas spotykać specyficzne trudności jak dysleksja, dysortografia, dyspraksja albo inne zaburzenia mające swoje źródło w zaburzeniach przetwarzania sensorycznego.

Poznając świat opieramy się na informacjach dostarczanych nam przez zmysły. Nowonarodzone dziecko wykorzystuje już wszystkie zmysły, jakie posiada: dotyk, smak, węch, słuch i wzrok oraz zmysł przedsionkowy i propioceptywny, które są niejako ukryte i często nawet nie wiemy o ich istnieniu.

Zmysł przedsionkowy wykrywa ruch i wspiera równowagę oraz napięcie mięśniowe (wrażenia są odbierane za pomocą ucha wewnętrznego), podczas gdy zmysł propioceptywny dostarcza informacji na temat pozycji i ruchów części ciała. Pomaga wykonywać płynne skoordynowane ruchy (informacje są pobierane z proprioreceptorów pobudzanych przez rozciąganie i kurczenie się mięśni).

Wiele lat temu dr J. Ayres (twórczyni teorii integracji sensorycznej) wykazała, że najwcześniej dojrzewające zmysły: dotykowy, przedsionkowy i propioceptywny, umożliwiają poczucie siebie w świecie i odgrywają najważniejszą rolę w rozwoju dziecka. Kiedy te zmysły działają sprawnie, wydajnie i automatycznie, dziecko kieruje swoje oczy, uszy i uwagę na świat zewnętrzny, co daje podwaliny do rozwoju.

Przetwarzanie wrażeń – zwłaszcza dotyku, pozycji ciała, ruchu, obrazu, dźwięku, zapachu – nazywane jest Integracją Sensoryczną (ang. Sensory Integration). Prostymi słowami jest to współpraca wszystkich zmysłów, która pozwala wykonywać codzienne czynności w dużej mierze poza naszą świadomością. Mózg, jak komputer, odbiera bodźce, klasyfikuje je, porządkuje i łączy je we wrażenia zmysłowe.

Zaburzenia Integracji Sensorycznej to nic innego, jak dysfunkcja układu nerwowego w zakresie rozpoznawania i syntetyzowania sygnałów przesyłanych ze zmysłów. Wówczas mózg dziecka albo nawet osoby dorosłej, nieprawidłowo interpretuje odbierane informacje sensoryczne, takie jak dotyk, dźwięk czy ruch. Jedni są przytłoczeni, wręcz zalani bodźcami, drudzy są głodni doznań i ich poszukują, a jeszcze inni prezentują zupełnie inne symptomy.

Jeśli dziecko ma trudności z przetwarzaniem sensorycznym, a my się spodziewamy jego szybkiego rozwoju podczas pierwszego roku, to złożona „niewidzialna” dysfunkcja układu nerwowego zaburza rozwój w wielu obszarach rozwoju. Pięć głównych takich sfer to: fizyczna, komunikacyjna, poznawcza, społeczno – emocjonalna i adaptacyjna.

Przykładowo dziecko wolniej osiąga kamienie milowe rozwoju fizycznego, później mówi, częściej płacze i swoim zachowaniem kontroluje otoczenie. Są to często rzeczy, o których my, jako rodzice mówimy, że dziecko ma taki charakter. Ono z tego wyrośnie! Też w jego wieku nie jeździłem na rowerze, nie lubiłem przedszkola, nie mówiłem albo miałem łaskotki. Nic bardziej mylnego! Z zaburzeń się nie wyrasta, wręcz przeciwnie, dzieci wrastają w nie. Uczą się żyć, robią co muszą po to żeby przetrwać. Szukają zamiennych sposobów radzenia sobie z zagmatwanymi nieuświadomionymi, niebezpiecznymi doznaniami sensorycznymi. Wtedy to takie dziecko postrzegane może być jako zagubione, leniwe, niegrzeczne, agresywne, unikające zabaw grupowych, dziwne.

Świat nauki wyróżnia kilka rodzajów zaburzeń przetwarzania sensorycznego, które mogą być rozpoznane. Podaję najważniejsze, jako że są najczęstszymi problemami:

1. nadreaktywność – wówczas dziecko jest nadmiernie wrażliwe i unika określonych wrażeń w zależności jakiego zmysłu to dotyczy (np. dotyk –unika dotyku, słuch – zatyka uszy itp…).

2. podreaktywność – dziecko może nie odbierać bodźców, dopóki nie są intensywne, dlatego odnosi się wrażenie, że ich nie odbiera (np. dotyk +propiorecepcja – dziecko się potyka, nie zauważa, że się skaleczyło itp…).

3. poszukiwacz sensoryczny – dziecko nadmiernie szuka wrażeń sensorycznych (np. węch – wącha intensywnie różne przedmioty nie zawsze pachnące, przedsionek+propiorecepcja – stale jest w ruchu).

Warto tutaj zauważyć, że mamy 7 zmysłów i kombinacji zaburzeń może być naprawdę dużo… oj dużo. Tym bardziej nie wiadomo jakie sfery rozwoju zostaną zaburzone – wynika to z naszej indywidualności. Każde dziecko jest inne, jedyne w swoim rodzaju.

Dla lepszego zrozumienia problemu przykład: Zuzia nie lubi przytulania, nie lubi zabaw plastycznych, gdzie może się pobrudzić, nie uczestniczy w zabawach grupowych w przedszkolu woli siedzieć przy stoliku i układać klocki. Dlaczego klocki, a nie zabawki pluszowe, skoro jest dziewczynką? Mamie jest smutno, bo zawsze córka „ucieka” i nie może jej przytulić, jak każda inna mama. Zuzia nie bierze udziału w zajęciach grupowych z innymi dziećmi, zamyka się w sobie. Trzyma kredki „dziwnie”, w sobie jedynie zrozumiany sposób. Odpowiedź jest w zaburzonym dotyku o postaci nadreaktywności. Dziewczynka nauczyła się przetrwać na tym świecie ograniczając doznania dotykowe. Na pewno dziecko rozwija się i pokaże swoje talenty (np. piękne rysowanie), ale jakże ten rozwój będzie utrudniony, skoro praktycznie wszystkiego musi dotykać.

Jak to się dzieje, że coraz częściej mamy do czynienia z zaburzeniami przetwarzania sensorycznego u dzieci?!

Głównym winowajcą jesteśmy my sami. Rozwój cywilizacji powoduje kłopoty naszych pociech. Zaczynamy promować złe zachowania, na spacery wybieramy się samochodami. Nie biegamy po lesie, tylko idziemy do fitness club. Naukę dzieci wspomagają komputery… i w tym miejscu przypomina mi się pewna historia z życia. Jedna z mam dziecka uczęszczającego na terapię do mnie, poprosiła mnie o profesjonalną opinię. Spytała, co myślę o nowym edukacyjnym programie komputerowym. Nie mogę oczywiście napisać jaki, ale nie będzie tajemnicą, że to aplikacja wspomagająca rozwój. Wystarczy kliknąć myszką – mówiła – i wpadają jabłka do koszyka. Jedno, drugie, trzecie jabłko w koszyku. Czyż to nie cudowny sposób nauki liczenia i koordynacji wzrokowo- ruchowej?! Szczerze?! Zgłupiałem – poważnie!!! Oczywiście są i plusy takich aplikacji komputerowych ale… no właśnie. Nie lepiej dać dziecku kilogram jabłek i koszyk. Dziecko może wtedy je dotykać, wąchać, wkładać do koszy i wyciągać, turlać po podłodze, podrzucać a nawet ugryźć. Będzie doświadczało rzeczywistego świata dającego realne doświadczenia, a nie wirtualne. A za kilka lat będzie świetnie żonglował. W dobie rozwoju cywilizacji nie wypuszczamy naszych pociech na podwórko w trosce o nie same. Pozwalamy spędzać czas przed komputerem albo telewizorem. Nie pozwalamy uczestniczyć w przygotowywaniu posiłków – ‘bo utnie sobie palec albo się oparzy’. Tym samym przyczyniamy się, jako rodzice do zmniejszenia doświadczeń, za pomocą których nasze pociechy uczą się przebywania w takim buszu, jak współczesny świat. Spiesząc się wyręczamy dziecko w wykonywaniu czynności samoobsługowych (wiązanie butów, zapinanie guzików, ubieranie, karmienie). Gdzie są „osiedlowe trzepaki”?! – na których niejeden doświadczył upadku, ale zarazem zdobył masę doświadczeń percepcji swojego ciała względem siebie i względem otoczenia. Doznań, które są niezbędne na drodze rozwoju . Tylko przez własne aktywne i różnorodne działania, dziecko uczy się rozumieć otoczenie.

Kto może mieć problemy z przetwarzaniem sensorycznym?

SPD jest zaburzeniem demokratycznym, może dotyczyć każdego, niezależnie od rasy, miejsca zamieszkania czy umiejętności poznawczych. Często jednak są to dzieci z grup ryzyka takich jak:

  • wcześniactwo
  • niska waga urodzeniowa
  • problemy neurologiczne (np. mózgowe porażenie dziecięce)
  • opóźnienia rozwojowe i niepełnosprawności (np. Zespół Downa, Autyzm)
  • dzieci z ‘przygodami’ we wczesnym dzieciństwie (np. operacje na sercu, co zaburza ontogenetyczny rozwój)
  • dzieci pozbawione stymulacji sensorycznej (np. sierocińce)
  • ekspozycja na określone leki i używki w czasie ciąży
  • genetyczne predyspozycje (rodzeństwo lub rodzic mieli trudności związane z SPD)

Dieta sensoryczna – cóż to takiego?!

Moja kochana żona dietetyczka jakże wspaniale wytłumaczyła mi wszystkie diety z kolorowych gazet, na które się napotykamy w życiu. Dieta powinna być zbilansowana pod konkretną osobę a gazety czytają osoby otyłe, chudziutkie a nawet chore chociażby na cukrzyce. Przykładowo dieta podana w gazecie 7 dniowa, dla kogo jest przeznaczona?!? Ja troszcząc się o prawidłowy rozwój dzieci zlecam diety sensoryczne. To nic innego jak doświadczenia wielozmysłowe, których dziecko swoiście poszukuje, aby zaspokoić swój głód albo odwrotnie nie poszukuje, ale podane w dostępny przyswajalny sposób dostarcza ich sobie. To jest celowy opracowany program w celu zaspokojenia potrzeb układu nerwowego konkretnego dziecka. Dieta sensoryczna zaspakaja potrzeby fizyczne i emocjonalne dziecka. Z mojego doświadczenia dziecko pod przysłowiowym „parasolem” ma problemy z koordynacją ruchów, utrzymywaniem równowagi, sprawnością motoryczną, odczuwaniem swojego ciała, co później może się przełożyć na trudności w przedszkolu, (np. łapanie piłki, wycinanie) lub w szkole (czytanie, pisanie). Ów „parasol” przykładowo spowodował, że dziecko nie wnosi ciężkich zakupów do domu a to są cenne doświadczenia sensoryczne. Dosłownie – jak to miło wnieść 2 kilogramy ziemniaków na drugie piętro. Od razu człowiek czuje, że ma rękę. Zbilansowana dieta sensoryczna to taki program naturalnych domowych ćwiczeń fizycznych (noszenie ziemniaków z samochodu do domu, pomaganie w obieraniu ich), ale i też wsparcie dziecka przez rodziców, kiedy zrozumieją, że rozlewanie kompotu podczas obiadu, to nie gapiostwo tylko rzeczywisty problem, z którym boryka się ich dziecko (bo nie czuje ręki i planowanie ruchu szwankuje).

mgr Wojciech Kozłowski