„Dotykając bliznę” po cesarskim cięciu…, dość tkliwy temat…

Chyba nie trzeba nikomu mówić co to jest cięcie cesarskie. A pozostałość po tym cięciu to blizna. Nie każdy wie, że blizna to nie tylko to co jest widoczne… Ona też jest w środku i to dosłownie jak i w przenośni… Często nie dotyczy tylko tego co widzimy na powierzchni skóry… Temat jest tak bardzo skomplikowany i złożony, że nie sposób opisać prostymi słowami.

Znacie kogoś kto po cesarskim cięciu albo po innym zabiegu chirurgicznym wylądował u fizjoterapeuty celem opracowania blizny i nie tylko jej (mowa tu o powięzi)? Chciałbym podkreślić, że zawsze, jeśli na powierzchni jest widoczna blizna, to jest ona tylko wierzchołkiem góry lodowej. W tkance łącznej powięziowej rozwijają się zrosty. Niektórzy chwalą za dobre szycie lekarza, bo ‘śladu nie ma’ chociaż nie zawsze to jego robota. Jako fizjoterapeuta częściej zdarza mi się pracować z blizną, kiedy jest nieestetyczna… nigdy, gdy jest ‘niby OK’ i to podstawowy błąd. Stosowanie ‘mazidełek’ to tylko przypudrowanie wykonanego ‘gwałtu na ciele’. Cesarka to gwałt: na skórze, tkance podskórnej, powięzi i macicy. Mięśnie brzucha nie są przecinane, tylko rozsuwane na boki, z pozoru fajnie, ale to szkodzi powięzi. Szalenie mnie to ‘smuci’ jako fizjoterapeutę, terapeutę SI i CST-SER Upledgera przez pryzmat połączenia wątków dotyczących CC i blizny. Korzystny wygląd blizny po CC nie jest równoznaczny z brakiem zrostów pooperacyjnych, które stanowią bardzo częste powikłanie CC i dotyczy od 46% do 100% pacjentek według różnych doniesień.

Dolegliwość z blizny nie opracowanej odezwą się za jakiś czas za 3, 5, 10, 20 lat… zaczyna boleć głowa…, ciągnie coś pod łopatką, w postawie stojącej głowa wysuwa się lekko do przodu…, zmieniamy tor oddechowy…, robimy się drażliwi (to tutaj nie pasuje… powinno być robicie się drażliwe) …, problemy z pęcherzem… Efekt… Zaczynamy np. leczyć migreny… kobiety łykają tabletki bez recepty… potem na receptę. Nawet nie pomyślimy, żeby iść do fizjoterapeuty. Po latach trudno powiązać jedno z drugim, to jednak związek przyczynowo-skutkowy jest niezaprzeczalny. Jak mój uśmiech teraz kiedy to piszę… Wiecie jakie to ‘dziwne’…, kiedy zabierasz się za ‘coś’ odległego w stosunku do tego z czym pacjent (pacjentka) przyszedł do gabinetu… to zdziwienie… Ahahaaa… całe szczęście…, że to ‘z polecenia’… to już chyba z zasady mi ufają… a nie jakieś ‘czary-mary’.

Co jest smutne?! Czy opuszczając szpital ktoś uświadomił, że z blizną trzeba pracować i nie chodzi tylko o wcieranie maści? Świat z ludźmi (kobietami) bez bólu głowy jest piękniejszy i wszyscy na tym korzystają.

My tutaj o CC, ale jest jeszcze masę innych zabiegów operacyjnych. Nawet laparoskopia nie jest niewinna… Pozostawia małe blizny, ale pozostawia masę zrostów tych niewidocznych gołym okiem, wszak osprzęt/sonda ‘rozglądają’ się w środku, przecinając przy okazji tkanki powięziowe.

Uwierzy ktoś, że blizna/zrosty powięzi po cesarce mogą zmienić zachowanie i odczuwanie emocji? Pewnie nie…, ale tak może być. Dr Helene Langevine z Boston University udowadnia, że powięź jest takim samym transmiterem doznań jak układ nerwowy, a nieraz impuls może nawet szybciej przechodzić podwięzią niż drogami układu nerwowego (odkrywamy dopiero powięź, ocierając się o ezoterykę). Dr Schleip obliczył, że powięź, po rozłożeniu zajęłaby powierzchnię stu boisk do piłki nożnej. Znajduje się nie tylko pod skórą, ale także otacza wszystkie narządy, między innymi mózg i układ nerwowy. Jeśli mowa o układzie nerwowym to trzeba wspomnieć o nerwie błędnym (nerw czaszkowy X) i aż się chce wspomnieć o teorii poliwagalnej Porgesa… Słowem, zrosty wpływają negatywnie na autonomiczny układ nerwowy poprzez podrażnienie nerwu błędnego, który dochodzi do wszystkich narządów wewnętrznych. Te wszystkie tak zwane motyle w brzuchu (interocepcja) – doznania, które budzą się w ciele pod wpływem emocji, są właśnie transportowane za jego pośrednictwem. Wspomniane zrosty w powięzi zmieniają ułożenie nerwu błędnego, a to oczywiście nie pozostaje bez wpływu na jego funkcjonowanie. Ucisk/przesunięcie/pociągnięcie nerwu można uznać, za coś takiego jak wciskanie gazu w samochodzie – powoduje pobudzenie całego układu współczulnego. Hamulcem na to może być delikatny profesjonalny dotyk fizjoterapeuty… Badania pokazują, że tkanka blizny/powięź dobrze reaguje na delikatny dotyk. Zazwyczaj jesteśmy przyzwyczajeni, że im więcej i mocniej, tym lepiej… i wszystko ‘puści’, nie w przypadku blizn. Tu trzeba być delikatnym i przede wszystkim nie powodować kolejnych traum ciału.

Powięź jest największym organem zmysłowym i komunikacji somatycznej. Działająca powięź to klucz do zdrowia.

Pocieszające jest to, że nigdy nie jest za późno by pracować z bliznami. Tkanka łączna całe szczęście ma to do siebie, że może zmienić swoją strukturę i z tkanki dysfunkcyjnej przejść z powrotem w zdrową. Nie każdy fizjoterapeuta potrafi się zająć blizną po CC, tłumacze to tym, że mamy swoje ‘ciche’ specjalizacje.

Naprawdę szkoda, że kiedy opuszczamy szpital nikt nie uświadamia odpowiednio przekonywująco bardzo, że z bliznami trzeba pracować i nie chodzi tylko o estetykę.