Integracja Sensoryczna (SI) jest terapeutyczną i profilaktyczną metodą pracy z dziećmi. Jej autorką była dr Jean Ayres, psycholog i terapeuta zajęciowy. Prawidłowy rozwój zmysłów, zarówno organów zmysłów jak i percepcji sensorycznej, stanowi niezbędny warunek dobrego samopoczucia dziecka, zachowania i uczenia się bez zaburzeń i dysfunkcji.
Przekonanie, że wszyscy mamy jednakowe mózgi, jest iluzją. Są mózgi dobrze poukładane i takie, którym trzeba pomóc, aby się lepiej zorganizowały. Co piąte dziecko ma kłopoty z powiązaniem tego, co słyszy, z tym, co widzi i czego dotyka. Jak mówią specjaliści, ich zmysły nie współpracują. Brak współdziałania między setkami sygnałów docierających do mózgu kilkulatka daje o sobie znać najsilniej wtedy, kiedy dziecko trafia do szkoły. Inteligentne i bystre dziecko nie może złożyć trzech liter w jeden wyraz. Jego palce nie potrafią pisać. Widzi, ale nie spostrzega. Słyszy, ale nie może zapamiętać. Chodzi, ale obija się o ściany. Potyka się o próg w drzwiach. Co dolega tym dzieciom? Często słychać taką wypowiedź: „On tak ma po tacie”. Jest trochę w tym prawdy, ale czy można z tego wyrosnąć?
Jak dowodzi praktyka, z braku koordynacji między najważniejszymi zmysłami nie da się wyrosnąć. Można się z tego wydobyć tylko ciężka praca, wielkim staraniem pod okiem terapeutów, którzy wiedzą, co naprawdę dolega mózgom i ciałom tych kilkulatków, w większości inteligentnych ponad przeciętną normę, i potrafią im pomoc. A ów wcześniej wspomniany tata zapewne się ucieszy, że jego dziecko lepiej jeździ na rowerze niż on, o nartach już nie wspomnę.
Droga mamo, drogi tato, czytający ten tekst, Wy już zapewne drogę rozwoju ciała i umysłu dawno macie za sobą, ale Wasze dziecko jeszcze nie. Aby mogło „zdobywać świat”, potrzebuje sprawnie działających zmysłów. Mamy ich siedem, ale najważniejsze w kształtowaniu relacji naszej ze światem są trzy. Jest nim dotyk – za pomocą dotyku poznajemy, czego dotykamy. Jak to prosto brzmi -„dotykać czegoś”, ale tak naprawdę jest to skomplikowany proces; wszak biorąc coś w dłoń rozpoznajemy że „coś” dotykamy, to „coś” ma swoją fakturę np. jest szorstkie; to „coś” ma swoją temperaturę np. kulka śnieżna jest zimna. To „coś” ma swój ciężar. Ciężar przedmiotu też rozpoznajemy za pomocą zmysłu, a jest nim propiorecepcja. Nazwa pochodzi z łaciny „proprius” – swój własny. To wlaśnie za pomocą tego zmysłu trafiamy palcem w nos – bo czujemy swoje ciało. Gorzej jest jak nie czujemy i nie trafiamy palcem w nos. No i został nam jeszcze jeden zmysł – ten tak bardzo niedoceniany, bo go nie odczuwamy, chyba że właśnie startujemy samolotem, albo jesteśmy na karuzeli. Zmysł przedsionkowy – potocznie nazywany zmysłem równowagi (równowaga to trzy współdziałające zmysły – zmysł propriorecepcji, zmysł przedsionkowy i zmysł wzroku).
Wojciech Kozłowski