Zajęcia z terapeutą w każdym wieku rozwojowym dziecka mają swój sens. Inaczej się pracuje z małymi dziećmi, inaczej ze starszymi. Rodzic jest zawsze rodzicem a terapeuta terapeutą. Nie zawsze wyobrażenie/nastawienie/oczekiwania rodzica w zakresie ‘pracy nad problemami SI’ dziecka dwuletniego pokrywają się z ‘rzeczywistością’. Rzeczywistością dostosowanego oddziaływania terapeutycznego do wieku i problemów dziecka. Nie mniej sam kontakt dziecka z terapeutą to już sposobność do zróżnicowania środowiska w sferze oddziaływania sensorycznego i stały ‘monitoring dynamicznej sytuacji’, jaką jest rozwój małego człowieka. A tak przy okazji 'trudniej’ się pracuje z takimi dziećmi poniżej 2 lat (są bardziej wymagające dla terapeutów) w stosunku do 5-8 letnich dzieci. Skąd ja to znam – przykład taki zmyślony: „Maciek skoczył 2 razy na poduszkę, pobiegł ku piłkom, pan raptem tylko jedną minutę był z nim na huśtawce, bo fajniejsze było przeciskanie się pod huśtawką i rzucanie woreczkami w rozsypane piłki. To za to mam płacić? A nie mogę tego w domu robić? „ Tak dokładnie… terapia z tak małym dzieckiem to nawiązanie więzi, stworzenie poczucia bezpieczeństwa a jednocześnie umiejętne stawianie wymagań na miarę dziecka z uważnością na dziecku. „Następnym razem Maciek dłużej już siedział na huśtawce i z huśtawki rzucał woreczkami w piłki…”. Oczywiście to tak piszę z pozycji terapeuty… Wspomnę na koniec, że bardzo fajnie ‘rozwijają się mniejsze dzieci’, kiedy rodzice są czynnie zaangażowani w terapię swoich pociech, ale nie na zasadzie ‘naprawiania ich’ tylko ‘wspierania w rozwoju’.