W Polsce postrzega się fizjoterapeutę (nie fizykoterapeutę, bo ten zajmuje się nakładaniem borowinki i przykładaniem elektrod z prądem etc.), jako tego, co ma ‘naprawiać’. Fizjoterapeuta ma wyleczyć. Tylko się nie myśli o tym, że najpierw, aby leczyć tak wymagającego pacjenta potrzeba nawiązać więź dziecko terapeuta. I tak myślę, że pierwsze zajęcia to najzwyczajniejsze podążanie za dzieckiem i ewentualne stawianie granic tak, aby dziecko miało zarazem poczucie bezpieczeństwa jak i uczyło się, co może a co nie. Tutaj powiem, że nieraz obecność rodzica w tym procesie nawiązywania więzi przeszkadza a czasem rodzic jest potrzeby właśnie do nawiązania tej więzi. Więc nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Każdy terapeuta/fizjoterapeuta ma swoją osobowość. Jedni potrafią od urodzenia ‘łączyć’ się z dziećmi inni muszą się tego nauczyć (w procesie edukacji akademickiej nie uczą tego). Mi kiedyś powiedziano, że zmieniam się jak podchodzę do dziecka. I robię to świadomie… Nie nauczyły mnie tego studia ani kurs SI…, ale obcowanie ze specjalistami od dzieci, którzy podążają za dzieckiem. Mnie tego nauczyli superwizując moje zajęcia.
Dlaczego o tym piszę?! Przykład: rodzic nie może zrozumieć, dlaczego na zajęciach sobie chodzę za dzieckiem i w sumie nie rozumie, dlaczego ma płacić za zajęcia, na których sobie chodzę rozmawiam z dzieckiem, przepycham, przekomarzam, baraszkuje, turlam po podłodze wygłupiam…, wchodzę na parapet (przecież tego nie wolno!)… Rodzic ma swoje oczekiwania – przyszedł pomóc dziecku, chce je ‘naprawić’ (Rodzicu odpowiedz sobie na pytanie: Przyszedłeś ‘wesprzeć dziecko w rozwoju i towarzyszyć mu w tym procesie’ czy przyszedłeś na terapię z powodu trudności, które ma dziecko, bo zauważył to np. lekarz) . Wracając do tematu… Kurcze i to jest SI (towarzyszenie dziecku)?! Takie coś to SI?! Przecież to każdy robi w domu… To nie są ćwiczenia! Pierwsze, co to terapeuta musi mieć możliwość nawiązania kontaktu z dzieckiem, który daje poczucie wspólnego partnerskiego działania. Nie opisałem tutaj sprawy negatywnych emocji, które mogą mieć swoje miejsce, (stawia się granice – przecież nie można robić wszystkiego, co dziecko chce). To tak jak z rzeką jej bieg trzeba regulować. Jeśli to zostawimy to zrobi się w pewnym momencie bajoro a z niego bagno. Jak terapeuci reagujecie, kiedy was dziecko opluje a jak rodzice?! Pytaniem jest czy umiałem dziecku pomóc odzyskać ‘komfort emocjonalny ’, po takim zdarzeniu. Ot cała prawda o wspieraniu dzieci… System ‘naprawiania’ nie działa. Towarzyszenie w ‘rozwoju działa’. Bardzo mi miło było na zeszłorocznej konferencji z cyklu ‘Spotkań Na Tak’ obejrzeć film i prelekcję ze spotkania fizjoterapeuty, który nie umiał/nie_potrafił wciągnąć dziecka w zajęcia. Zaprosił na zajęcia tzw. mówiąca kamerę – technika z VIT. To taka superwizja jego zajęć skoncentrowana na komunikacji. Filmuje się zajęcia i w trakcie ewentualnie podpowiada ‘w zakresie komunikacji’ z za kamer. Komunikacji dziecko-terapeuta (uczestniczył w zajęciach rodzic). Ten, kto filmuje jest specjalistą od komunikacji nie od zajęć fizjoterapeutycznych, bądź SI) . Dziecko na tym zyskało, rodzic i terapeuta. Mam pełen szacunek do tej fizjoterapeutki (nie ‘fizykoterapeutki’), która wsparła dziecko w rozwoju, pokazując swoją ‘słabość’ w umiejętności nawiązania kontaktu relacji. Właśnie według mnie pokazała swoją ‘siłę’ wraz z rodzicem. Konkluzja: ja jako ‘fizjoterapeuta’ czy tam ‘terapeuta SI’ nic nie muszę naprawiać 😉 Moim zadaniem jest towarzyszyć dziecku jak i rodzinie dziecka w ‘rozkwitaniu’ ich pociechy.