Obracając się w ‘świecie medycznym’ i będąc przy tym terapeutą SI nie sposób abym nie wspomniał o ważnej kwestii. Mamy coraz więcej dzieci z ‘wybiorczością pokarmową’. Zagadnienie wydaje się być szerokie, sprowadzanie tego często do zaburzeń SI może być raz, że nietrafione (potrzeba szerszego spojrzenia na sprawę niż zaburzenia SI), dwa niejako przeciw dziecku, bo zostaje wtłoczone w terapię siłą rzeczy nieskuteczną. A może problemu wcale nie ma i/lub ma inne podłoże. Przed jakimkolwiek stwierdzeniem zaburzeń jedzenia na tle sensorycznym na początku trzeba wykluczyć medyczne oraz psychologiczne aspekty. Przykładowo niewykryta alergia w dobie pojęcia ‘lekarza wewnętrznego’ zmusza dziecko do odmawiania niektórych pokarmów. Ten ‘dobry lekarz wewnętrzny’ poza naszą świadomością chce nas bronić i uleczyć, to jego zadanie. Jak widać problemy żywieniowe mogą być bardzo złożone.
Diagnoza sensorycznej awersji do pokarmu według DC:0-3R* wymaga spełnienia WSZYSTKICH CZTERECH wymienionych poniżej kryteriów:
1. Dziecko konsekwentnie odmawia jedzenia konkretnych pokarmów o określonym smaku, konsystencji i/lub zapachu.
2. Odmowa jedzenia zaczęła się pojawiać przy wprowadzania nowego rodzaju pokarmu (np. dziecko może pić jeden rodzaj mleka, ale odmawia picia innego; może jeść marchewkę, ale odmawia jedzenia zielonej fasolki; może pić mleko, ale nie przyjmuje odżywek niemowlęcych).
3. Dziecko je bez problemu, kiedy dostanie to, co lubi.
4. Odmowa jedzenia powoduje specyficzne niedobory pokarmowe lub opóźnienie w rozwoju ruchowym aparatu mowy.
Kluczowy w diagnostyce wydaje się tutaj punkt 3 i 4.
Ja też nie zjem czegoś takiego, co jest umieszczone na fotce wyżej, czy dziecko również ma prawo tego nie jeść?! Zjem coś innego. Wspomniałem o ‘lekarzu wewnętrznym’, który mówi „jedz tylko to” i tutaj warto szukać przyczyny, która nie siedzi w zaburzeniach SI. Każdy z nas jest odmienny sensorycznie i indywidualny. Dlatego przed postawieniem diagnozy konieczne jest zbadać niedobory pokarmowe jak również przypatrzeć się naszym nawykom pokarmowym oraz ‘mikrobiocie jelit’. Kolejna sprawa ‘mózg trzewny’. Ten nasz drugi mózg (jelita) często decyduje za nas, co wybieramy do jedzenia zanim pomyślimy, co zjeść. Do tego wszystkiego istnieje takie coś jak neofobia żywieniowa, która rozpatrywana jest, jako naturalny etap rozwoju i ewolucyjnie ukształtowany mechanizm ochronny, zabezpieczający młody organizm przed spożyciem nowego, potencjalnie niebezpiecznego dla zdrowia pokarmu. Tutaj wsparcia potrzebuje nie tylko dziecko, ale i rodzic. Który nie rozumie, co się dzieje (dziecko przecież jadło a teraz nie je) i jest jednocześnie narażony na komentarze rodziny, typu „Daj mi go na tydzień, to będzie jadł wszystko”, co w sumie wzbudza poczucie winy u rodzica. W tym wszystkim mamy jeszcze ARFID**, zespół utrudniający prawidłowe odżywianie i jedzenie. Jak widać problem jest bardzo złożony i często nie do ogarnięcia tylko w gabinecie integracji sensorycznej.
*) Klasyfikacja diagnostyczna (Diagnostic Classification of Mental Health And Development Disorders Of Infancy and Early Childhood – Revised Edition) – jest to poprawiona edycja klasyfikacji diagnostycznej zaburzeń psychicznych i rozwojowych w okresie niemowlęctwa i wczesnego dzieciństwa DC:0-3 wydana w 1994 roku przez ZERO TO THREE: National Center for Infants Toddlers and Families. DC:0-3R jest próbą klasyfikacji zaburzeń tego okresu i stanowi ważne uzupełnienie klasyfikacji ICD-10
**) ARFID – Avoidant/Restrictive Food Intake Disorer