Pytanie: Czy zaburzenia przetwarzania sensorycznego mogą być stresujące dla dzieci?!

Każdy z nas w sytuacji kryzysowej wchodzi w tryb zwiększonej czujności. Tłumaczy to fizjologia stresu… a właściwie dokładniej psychofizjologia. Nadreaktywność dotykowa jest niezmiernie stresującą sytuacją samą w sobie dla dziecka. Wchodzi wtedy ono na 'wyższy poziom/tryb’, co podnosi reaktywność słuchową a ta z kolei powoduje jeszcze większą wrażliwość dotykową – takie koło zamknięte. Tutaj dochodzi jeszcze kwestia taka, że często stres emocjonalny dodatkowo podnosi wrażliwość słuchu.

Jak to sprawdzić? Wystarczy uważność na dziecku plus wiedza, na co patrzeć… są czerwone flagi… przyspieszony oddech, zwiększone ciśnienie krwi, zwiększona aktywność częstotliwość serca, czasem uruchomieniu podlega mięsień rozszerzający skrzydła nosa w stosunku do sytuacji neutralnej a właściwie to raczej w stosunku do strefy 'ambiente’ (pojęcie z terapii bazalnej). Dużo daje palpacyjna detekcja/rozpoznanie rytmu czaszkowo-krzyżowego, określenie tego właściwie bezbłędnie mówi czy dana osoba jest w stanie pobudzenia czy nie. Krótko mówiąc obserwuje się parametry fizjologiczne. Wtedy widać czy dana sytuacja sensoryczna w połączeniu z sytuacyjno-kontekstowym zabarwieniem czyni dziecko 'rekatywniejsze’ czy nie.  Klasycznie w ujęciu SI łączy się to ładnie z nadreaktywnością słuchową – ‘O nie!’ Kiedy w sytuacji zagrożenia mały mięsień w uchu środkowym zabezpieczający nas przed głośnym hałasem ‘nie zaciska’ się, co powoduje wyostrzoną uwagę na wszystkie dźwięki.